Loading...

Sześciopak polskiego craftu 52

W ostatnich dniach raczę się głównie tradycyjnymi wyrobami piwowarskimi zza Odry, ale na polski craft zawsze znajdzie się czas.

Szpunt pokazał swoimi ostatnimi dwoma piwami, że można w Korebie uwarzyć coś ponadprzeciętnie dobrego. Niestety Kahaki (ekstr. 14,9%, alk. 6,5%) stanowi pod tym względem krok wstecz. Jest tutaj spodziewana limonka, choć przykryta całkiem ciekawą nutą bakaliową, która jednak przechodzi gładko w landrynę. Ciało jest wprawdzie niezbyt tęgie, ale mimo to, przez dominację cukrowości słodowej w smaku, miast rześkiej, ostrej petardy w szkle wylądowało mulące piwo, trącące dodatkowo nutami jabłkowymi. Szkoda. (4,5/10)

Postrach Szoszonów Brown Edition (ekstr. 14%, alk. 5,5%) od kontraktowca Waszczukowe łączy w sobie dwie fajne rzeczy, mianowicie brown ale oraz ajpę. I to w bardzo udany sposób. Karmel i ciemnosłodowe nuty są tutaj bardziej intensywne niż w tych bardziej karmelowych ajpach, a jednocześnie nie mają muląco-cukrowego charakteru. Nuty żywiczne, cytrusowe i brzoskwiniowe od chmielu zaś nie są nadmiernie dominujące. Żyto fajnie naoleiło piwo, goryczka jest mocna i wspomagana przez czekoladę, a z ciekawostek, to słody dały piwu również interesującą nutę rooibosa. Pod względem intensywności nie jest to kop w twarz, ale i to działa na rzecz pijalności. Bardzo fajne. (7/10)

Łycha Zbycha (ekstr. 16%, alk. 6,7%) podejmuje wyzwanie rzucone przez takie piwa jak Smoky Joe czy Nafciarz Dukielski. Czyli torfowa wędzonka więcej niż tylko jednowymiarowa. Torf jest tutaj na poziomie wymienionych powyżej piw, czyli stanowi asertywne uzupełnienie dla czekoladowego ciała. Obecne nutki chlebowe i owocowe zaś uzupełniają torfowość, która mi się w tym wypadku jak zwykle najsilniej kojarzy z jodyną, trochę mniej ze spaloną izolacją. Piwo tworzy piękną pianę i jest owsiano gładkie, a także trochę żytnio oleiste, co poczytuję mu na duży plus. Pijalność wysoka, i mimo że niektórym może przeszkadzać nieco krótki, urywający się posmak, w moim wypadku powodował tylko przyspieszone ponowne podnoszenie szkła do ust. Świetna rzecz. (7,5/10)

Spodziewałem się po Holy Grale (ekstr. 12,5%, alk. 4,6%) z Bednar raczej lekkiego, mało złożonego, prostolinijnego piwa. I w istocie takie piwo dostałem. Nachmielenie w głównej mierze cytrusowo-żywiczne, trochę mi się skojarzyło z wodą kolońską. Jest ciasteczkowo, jest też trochę karmelowo, ale chłodzący, melonowy, trochę miętowy finisz to balansuje. Z początku goryczka wypada trochę chropowato, ale po paru łykach ulega częściowemu wygładzeniu. Częściowemu a nie całkowitemu, dla którego to powodu nie mogę jednak ‘grejla’ polecić bez zastrzeżeń. (6/10)

Jeśli sour ale ma się w Polsce bardziej zakorzenić, to zapewne nie stanie się tak wskutek kraftwerkowego Acid Rain (ekstr. 9%, alk. 3,6%). Piwo jest mocno różane, można wyczuć również trochę trawy cytrynowej i wiśniowych landrynek. W smaku wpierw uderzają, co ciekawe, chlebowe, słodowe akcenty, potem następuje owocowo-różana część główna, a kończy się lekką, ale bardzo nieprzyjemną, paracetamolową goryczką. Kwasek jest na tyle słaby, że wspomniana goryczka go w zupełności zmywa z podniebienia. Piwo które absolutnie nie wie czym ma być. Robi na mnie wrażenie skomponowanego na kole fortuny, bez myśli przewodniej. No i smaczne to ono nie jest. (3,5/10)

Kiedy polski browar bierze się za styl belgijski który nie jest witbierem, to instynktownie wewnętrznie się krzywię. Zbyt często taki krok skutkuje nieudanym piwem, bo jednak praca z kapryśnymi drożdżami wymaga od piwowara więcej niż sypanie chmielu ile taczki zmieszczą. No ale Jan Olbracht zdecydował się na takie ryzyko, czego efektem Tripel (ekstr. 18,5%, alk. 8,5%), czyli kolejna odsłona serii Piotrek z Bagien. No i tu ciekawostka, piwo jest bowiem wyraźnie zbożowo-chlebowe, do czego dochodzi morelowo-korzenna, lekko fenolowa natura tripla oraz cytrusowe smaczki chmielowe. No i siarka. Piwo nie ma specjalnie podkreślonego ciała, za to ma słodycz. I zarówno goryczka (lekko mocniejsza niż w gatunkowej klasyce) jak i nuty przyprawowe nie potrafią tego piwa ożywić. Takie w sumie niezbyt pełne, a zarazem sztywne, unieruchomione, wręcz odrobinę przysadziste. Fajnie rozgrzewa, ale poza tym jest raczej nudne. No i trochę wadliwe. (5/10)

Ten odcinek należy do Waszczukowego. Przy okazji trzeba wspomnieć, że miałem do recenzji również Pal Licho, ale bracia Waszczuk poprosili mnie żebym nim poczęstował zlew, bo przy rozlewie się utleniło i cała warka zasili kanał. Wzorowe postępowanie? Tak, szczególnie że jedyną wadą w moim egzemplarzu (który dopiłem do końca) był niezbyt mocny aldehyd. Bardziej zaldehydzione piwa są przez craftowców zwyczajowo wypuszczane na rynek bez cienia żenady, a to piwo było moim zdaniem w porządku, więc szanuję to. Szkoda że Szpunt dostał lekkiej zadyszki, Jan Olbracht poległ na piwie belgijskim, Bednary wzbudziły lekkie wzruszenie ramion, a Kraftwerk stworzył coś co sprawia wrażenie głęboko nieprzemyślanego.

recenzje 6096621248421475736

Prześlij komentarz

  1. Kraftwerk sam w sobie nie jest przemyślany. Jak spadną z rowerka to nie będę żałował a nawet odetchnę z ulgą. Nie polecam nikomu ich piw.

    Remas

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)